środa, 20 maja 2009

Mikusia

przyjechala w sobote, wyjechala wczoraj. nic nie pisalam nie bylo czasu. nadrabialysmy zaleglosci a jak sie okazalo bylo tego sporo a i tak teraz sobie przypominam co mialam jej pokazac a co z glowy wylecialo. trzeba zatkas sobie uszy, dobre pomysly tamtedy wylatuja :)

Gri pracowal caly weekend wiec mialysmy siebie dla siebie. byl czas na kawke z pania Ania i jej mala Zojka. nasza trojka zna sie z czasow zielonogorskiego radia index (ech to byly czasy beztroski ) fajnie bylo sie spotkac w 3 (5), to bylo w niedziele.




w poniedzialek wybralysmy sie do limeryka. lalo okropnie, tak po irlandzku. ale nie dalysmy sie. pierwsza moja i Poliny Grigoriewny wyprawa do miasta autobusem. wzielysmy wozek, gdyby nie Mika to rady bysmy nie daly. szukalysmy takiej wloskiej cafe (mysle ze wloskiej, jak ja widzialam po raz pierwszy to przed nia stal Wloch w firmowej koszulce) i od razu powiedzialam Gri ze ja tam na cappuccino MUSZE. ale z Gri jakos nie wychodzi na cafe sie wbic, pewnie dlatego ze tam piwa nie podaja ;)

tak wiec biegalysmy w deszczu w poszukiwaniu wloskiej cafe, ktorej nazwy nie zapamieitalam. nie znalazlysmy. weszlysmy do wloskiej restaruacji ale juz Wlochow to tam nie bylo, obsluga multinacjonalna (jest takie slowo?)

tam Polina Grigoriewna dostala butle i walnela kupala. nasze pierwsze przebieranie gdzie indziej niz dom. ruszylysmy do ruskiego sklepu (wlasciwie to on litewski chyba no zwany ruskim) po taranke dla Gri a potem do Penney's zwanego penisem na zakupy. kupilam dwa absolutnie stworzone dla moich cyckow staniki :D w drodze powrotnej wysiadlysmy w Bunratty gdzie czekal na nas Gri. Polina dostala butle a my po ginesie i ajrisz kofi. wypad byl udany.

we wtorek czas sie bylo pozegnac. ostatnia wyprawa nad zatoke zeby Mika mogla zobaczyc ocean ;) lalo jak nie wiem ale tylko w drode do, w drodze powrotnej bylo pieknie

cudowny to byl czas, poleglo kilka butelek wina i paczek maltesers oraz miliony slow. bylo bosko

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

echhh, mile wspomnienia :) lezka mi sie w oku kreci, mam nadzieje, ze na nastepne spotkanie nie bedziemy musialy czekac tak dlugo :*
Mikusia